Pogoń za wynikami vs wartości
Świat lekkoatletyki i zawodowego biegania ma problem. Nie od dziś wiadomo, że za rekordami i znakomitymi wynikami kryje się doping. Nikt jednak tak naprawdę nie wierzył, że ktoś może na poważnie i skutecznie zabrać się za walkę z nim. Tymczasem w światowych władzach lekkoatletyki nastąpił przełom. Władze IAAF już wykluczyły ze swoich struktur Rosję, w kolejce do dyskwalifikacji są natomiast Kenia oraz Chiny.
SPIS TREŚCI:
1. Po co komu wojna z dopingiem?
2. Dlaczego wyrzucili Rosję? Dlaczego chcą wyrzucić Kenię?
3. Pogoń za wynikiem vs wartości
dietetyczne i treningowe już od 42 zł / mies.
1. Po co komu wojna z dopingiem?
Dlaczego władze IAAF (międzynarodowej federacji lekkoatletycznej) zdecydowały się wypowiedzieć dopingowi wojnę, skoro powszechnie wiadomo, że jest to walka z wiatrakami? Czy decydujące organy naprawdę wierzą w to, że mogą wygrać walkę z dopingową machiną? Jako bezstronny obserwator jestem w szoku, że IAAF na nadzwyczajnym kongresie w Mo-nako zdecydował się zawiesić w swoich strukturach kraj z najlepszymi biegowymi tradycjami. Organizacja wcale nie musiała tego robić, mogłaby skutecznie zamieść temat pod dywan. A my – kibice – dalej bez cienia wątpliwości moglibyśmy rozkoszować się popisami najlepszych zawodników.
Po co kibicom wiedza na temat tego, kto jest czysty, a kto nie? Świat zawodowego sportu jest skażony dopingiem i lepiej po prostu zachować zmowę milczenia. Z tego samego założenia jeszcze do niedawna wychodziły władze IAAF. Ich zwrot w polityce to nic innego jak zmiana etosu myślenia. W interesach funkcjonuje zjawisko tzw. etyki biznesu. Nie wszędzie: można wręcz powiedzieć, że tylko w najprężniej rozwijających się gospodarkach takie wartościowe zjawisko przyczynia się do bardzo pozytywnych zmian. Etyka sportu także istnieje, podobnie jak w biznesie jest jednak w niszy i rzadko ujawnia się w polityce związkowej.
Dla zaistnienia sportowej czy biznesowej etyki potrzebne są zazwyczaj poważne zmiany w kadrach. Takich zmian doczekaliśmy się we władzach IAAF pod koniec sierpnia, kiedy to po 16 latach władzy absolutnej ze swojego stanowiska ustąpił Lamine Diack, 82-letni prezydent federacji. Ten sędziwy Senegalczyk był od dawna w kręgu podejrzeń o tuszowanie największych dopingowych afer. Owe podejrzenia scementowały się jednak w oficjalne oskarżenia. Diack został przewieziony do więzienia, wyszedł za kaucją i aktualnie ma zakaz przekraczania granic państwowych. Czeka go długi proces – tradycyjnie nikt nie jest w stanie przewidzieć jego wyniku, dowody na Senegalczyka są jednak bardzo mocne.
Na stanowisku prezydenta zastąpił go z kolei nie byle kto, bo wybitny sportowiec i autorytet z tytułem lorda, sir Sebastian Coe. To człowiek o niezachwianej reputacji i z dużymi szansami na reformy we władzach. Coe długo nie zwlekał i już zaczął pracować, czego najgłośniejszym skutkiem stało się wykluczenie Rosji z igrzysk olimpijskich oraz odebranie im organizacji mistrzostw świata juniorów w Kazaniu.
2. Dlaczego wyrzucili Rosję? Dlaczego chcą wyrzucić Kenię?
Skandal dopingowy zakończony wykluczeniem Rosji to pokłosie reportażu, który zrealizował w Moskwie niemiecki dziennikarz, Hajo Seppelt. W swoim filmie przedstawia on dowody na to, że w Rosji za przyzwoleniem najwyższych władz stworzony został dopingowy mechanizm mający kryć najlepsze lekkoatletyczne nazwiska.
Tropem za zarzutami Seppelta poszła światowa organizacja antydopingowa, która 2 tygodnie temu opublikowała liczący 306 stronic raport nakazujący natychmiastowe wykluczenie Rosji ze struktur IAAF. W raporcie opisała m.in. to, że Rosjanie na kilka dni przed wizytacją niezależnych organów WADA zniszczyli aż 1417 próbek krwi. Wśród nich mogły być próbki dające pozytywne wyniki, które skompromitowałyby najlepszych rosyjskich lekkoatletów.
Na celowniku IAAF następna po Rosji jest Kenia. Za ostatniej prezydentury nikt na poważnie nie podszedł do skali dopingowego systemu, jaki tam panuje. Teraz może się to zmienić. Niedawno karierę w tym kraju zakończył Moses Kiptanui,czterokrotny rekordzista świata w biegu na 3000 metrów
z przeszkodami. To, co powiedział po swoim odejściu, było jak uderzenie poniżej pasa dla władz i zawodników kenijskich:
„Nie wiedziałem już, kto jest czysty, a kto nie. Nie chciałem w takich warunkach startować. Nie pojawiam się na żadnym stadionie. Nie oglądam w telewizji zawodów. Odmawiam młodym zawodnikom, którzy mnie proszą o szkoleniową pomoc. Nie chcę z tą dyscypliną mieć nic wspólnego”.
O Kenii także powstał film dokumentalny, sponsorowany przez tą samą telewizję (niemiecka ARD), która wytropiła aferę w Rosji. WADA nie zignorowała płynących z niego wniosków i nasiliła kontrolę w Kenii, której grożą obecnie te same sankcje, które dotknęły Rosjan.
Wobec skuteczności, z jaką na IAAF oddziałuje telewizja ARD, należy zadać pytanie: czy każdy kraj, w którym pojawi się niemiecki kanał, będzie miał problemy z dopingiem? Czy standardów skuteczności należy oczekiwać bardziej od mediów, czy też organów ścigania i samej federacji? To dosyć kuriozalna sytuacja, żeby na straży porządku tak twardo stała telewizja, na dodatek pochodząca z kraju innego niż ten, którego dotyczy dopingowy skandal.
Zawodnicy oraz fani lekkoatletyki nie wiedzą teraz, w czyim kierunku mają skierować swoje oczekiwania dotyczące dalszych kontroli. Czy mają tego wymagać od IAAF, czy od telewizji? Kogo następnego po Rosji i Kenii należy sprawdzić? Logiczne wydaje się, że pod lupę należy wziąć Jamajkę oraz USA, ale czy to się uda?
Wszystko zweryfikuje przyszłość. Miejmy jednak nadzieję, że wojna, jaką dopingowi wydał w Monako IAAF, nie ograniczy się tylko do opisanych wyżej krajów. Symbolem tej zmiany i nadziei niech będzie natomiast fakt, że lord Sebastian Coe zdecydował się przenieść siedzibę federacji ze skompromitowanego poprzednią prezydenturą Monako do Londynu. Wspomniany Coe odwołał też zaplanowaną na koniec listopada galę mistrzów lekkoatletyki.
3. Pogoń za wynikiem vs wartości
Na koniec zasadne będzie zmusić się do refleksji na temat tego, czy gra
w doping jest warta przysłowiowej świeczki. W zawodowym sporcie, gdzie
w grę wchodzą duże pieniądze – wydaje się, że tak. Ale czy oby na pewno to pieniądze powinny być motorem napędowym naszych działań? Czy oszukalibyśmy swojego kolegę lub przyjaciela, kiedy aplikowalibyśmy na ważne dla siebie stanowisko? Czy okłamalibyśmy rodzinę, kiedy w grę wchodziłyby pieniądze? Trzecie pytanie powinno dotyczyć naszej wiary
i systemu wartości. Wiele osób argumentuje, że skoro biorą wszyscy wokół, to ja także muszę, żeby mieć szansę.
Jest to błędne myślenie – z prostego powodu. Nigdy nie udowodnimy sobie, że swojego sukcesu nie zawdzięczamy ciężkiej pracy i talentowi, a nie na przykład dopingowi, który zdecydowaliśmy się przyjąć. Żeby odkryć miarę swojego talentu, trzeba po prostu zaryzykować i trenować na czysto.
I jeszcze jedno pytanie. Czym dla nas jest talent? Darem? Wypadkową przypadków, czy może rezultatem naszej ciężkiej pracy? W moim przekonaniu talent to przede wszystkim dar, wobec którego powinniśmy zachować szacunek. Talent staje się obiektem nadużycia właśnie wówczas, kiedy próbujemy modyfikować go dla osiągnięcia egocentrycznych korzyści. W życiu zapewne chodzi o coś więcej niż tylko wynik za wszelką cenę.