W moim przypadku chęć wymodelowania sylwetki była tylko początkiem. Po drodze wszystkie elementy, które do tego doszły, stały się trochę takim moim stylem życia. Trwa to już 5. rok i nie zamierzam się raczej zatrzymywać.
Na początku moje treningi przypominały to, w jaki sposób zazwyczaj ćwiczą nastolatki – bez żadnego ładu, składu, bez planu treningowego. Po prostu spotykaliśmy się na zrobionej przez kogoś siłowni w pomieszczeniu gospodarczym i ćwiczyliśmy, jak umieliśmy. Internetu jeszcze za bardzo nie było, więc wiedzę czerpaliśmy z gazet typu „FLEX” – tam były rozpiski treningów kulturystów.
Po studiach zacząłem chodzić do pracy i wiadomo – jak człowiek przekroczy 20 r.ż., to zaczyna się pojawiać tkanka tłuszczowa, która z każdym rokiem rośnie coraz bardziej. W pewnym momencie zaczęło mi to przeszkadzać, bo w 2013 r. ważyłem już 98 kg. Podjąłem więc na własną rękę próbę zrzucenia wagi. Na początku jakieś podstawy: chciałem ograniczyć słodycze, fast foody, alkohol. Zacząłem też pisać bloga, tak jakoś, żeby się bardziej zmotywować. Wrzuciłem pierwsze zdjęcia i myślałem, że będę to robił raz w miesiącu. Z czasem czytałem coraz więcej i starałem się dzielić z ludźmi tymi swoimi postępami. Na początku nie szło to jakoś super, ale udało mi się w 2–3 lata dobić do 89 kg. W tym czasie trochę też zmieniło się w moim życiu, bo zmieniłem pracę, przeprowadziłem się do domu i czegoś zaczęło mi brakować. Od pewnego czasu chodziły mi po głowie sztuki walki. Zastanawiałem się nad tym już parę razy, ale znajomi mówili mi, że: „stary już jesteś, 28 lat na karku, nie będą ciebie łebki kopać po głowie”.
Dyscyplina sportów walki i sam przebieg treningu są zupełnie inne niż choćby trening siłowy. Jest to trening w grupie, nie ma jakiegoś odpuszczania – ciśniemy do samego końca. Te ćwiczenia są też bardzo zróżnicowane. Nie ma jakiegoś typowego walenia w worek, tylko jest ogólnorozwojowy trening, trening tlenowy, trening beztlenowy. Dla mnie to był kosmos!
Jedyne, co mnie denerwowało, to waga i sylwetka, bo mimo że jadłem w miarę zdrowo, to liczenia kilokalorii unikałem jak ognia. Wtedy miałem pierwsze podejście do diety od Fabryki Siły, to było gdzieś w połowie 2017 r. Tylko że ankietę wypełniłem po łebkach, rozpiski nie przestrzegałem, bo już po pierwszym dniu zacząłem wprowadzać swoje modyfikacje. I trwało to powiedzmy 2 miesiące, a efektów nie było żadnych. Jedyne co, to dostałem jakiś tam fajniejszy plan treningowy. Później znowu mi na Facebooku podbiło Fabrykę Siły – to była akurat końcówka grudnia 2017 r. – i po spojrzeniu na siebie w lustrze i dotknięciu swojego brzucha stwierdziłem, że wygram konkurs na najlepszą przemianę. Postanowiłem, że nowego planu będę przestrzegał od A do Z. Trudno! Najwyżej stracę 4–5 miesięcy z życia, ale założyłem, że odstawiam piwo, słodycze i robię wszystko według planu.
Moja żona pierwsze tygodnie przechodziła najgorzej, bo często przygotowywała dla mnie posiłki i mówiła, że wkurza ją już to ważenie. Ale jak zaczęły się pojawiać pierwsze efekty, to nie było z tym problemów. No i najgorsze były w zasadzie pierwsze 2–3 tygodnie, bo ciężko było wytrwać w tej całej przemianie. Bo tu się okazało nagle, że trzeba ważyć te wszystkie rzeczy, gotować je. Wytrwałem w tym, a pierwsze efekty zaczęły się pojawiać po 3 tygodniach. Najlepsze jest to, że każdy kolejny progres, jaki widziałem w lustrze i na wadze, jeszcze bardziej mnie motywował, podkręcałem więc intensywność treningów. Już właściwie na początku kwietnia osiągnąłem takie efekty, że w życiu nie miałem takiej sylwetki! Nawet żona to dostrzegała i mnie komplementowała.
Przemiana spowodowała, że stałem się innym człowiekiem, bo nabrałem dużo pewności siebie. Wcześniej bloga prowadziłem trochę niejawnie, robiłem zdjęcia bez twarzy i nikt nie wiedział, że go prowadzę. Dopiero później popatrzyłem na moje fotografie na waszej stronie – widziałem się wśród tych przemian i stwierdziłem, że: „czemu mam to robić anonimowo? przecież ja nikomu tym krzywdy nie robię”. I zaczęła się nakręcać spirala, ja się tym zacząłem chwalić, inspirować ludzi i faktycznie to zaczęło działać, bo znajomi odzywali się i dawali znać, że ich motywuję. Zaczęli pytać o dietę, o to, skąd te diety brać. W pewnym momencie zaczęli zadawać mi pytania, pisać, że dieta nie działa, że jest jakiś inny problem. I stałem się takim jakby doradcą od ich diet i treningów.
Jeżeli trenujesz i faktycznie tego przestrzegasz, to efekty będą. Jeżeli zobaczysz, że czegoś brakuje, zawsze możesz poprosić o zmianę i eksperci pomogą. Ja sam podczas tych kluczowych 6 miesięcy współpracy z Fabryką Siły bardzo często wysyłałem pytania i dostawałem naprawdę wyczerpujące odpowiedzi. Teraz też panel Fabryki Siły się tak rozbudował, że są wymienniki w diecie, można nawet samemu to komponować. Moim zdaniem taka dieta dla początkujących to super sprawa, bo nie dość, że dostajesz dietę napisaną typowo pod ciebie (jeżeli oczywiście w ankiecie napiszesz prawdę), to dodatkowo masz tak naprawdę cały panel sportowy. Atlas ćwiczeń, wymienniki w diecie, wskazówki – po prostu encyklopedia dla kogoś, kto dopiero zaczyna i chce schudnąć.
Staram się rywalizować z każdym i to jest trochę zgubne, bo np. jeździmy z kumplami na rowerach i wrzucamy sobie zrzuty z aplikacji. Jak widzę, że ktoś zrobił 20 km, to ja następnego dnia jadę 25 i wrzucam mu, że ja tyle zrobiłem.
Teraz już nie wyobrażam sobie życia bez sportu. Trening to jest u mnie podstawa, wszystko inne dostosowuję do niego. Jeśli robię jakiś remont w domu i przychodzi godzina treningu, to wszystko zostawiam, jak jest, i idę ćwiczyć.
Sport zmienił moje życie o 180°. Żałuję jedynie, że nie zacząłem wcześniej. Gdybym mógł się cofnąć w czasie, to bym tego 20-letniego Wojtka poszarpał i bym mu powiedział: „chłopie! ogarnij się i weź się za sport, a zobaczysz, że życie będzie jeszcze lepsze”.