Przecież nie będę jadł tego, co tak bardzo lubię. Jestem w końcu na redukcji, powinienem trzymać się diety. Jestem zupełnie wypompowany, bez energii, na skraju wytrzymałości psychicznej – ale nie dam się, miękki nie jestem! No, ale przecież zostało parę dni, jeszcze tylko calutkie dwa tygodnie i koniec! W końcu zjem dużo i tylko to, na co mam ochotę – i będę tak jadł przez tydzień. W końcu zasłużyłem!


SPIS TREŚCI:
1. Czy to nie błędne koło?
2. Pasjonaci, miejcie się na baczności
3. Sukces, czy porażka?



1. Czy to nie błędne koło?
Pewnie często spotykaliście się z takim myśleniem – kiedy odchudzał się znajomy lub ktoś z rodziny albo to wy sami walczyliście z dietą. Moim zdaniem jest to scenariusz najgorszy, na jaki można by wpaść. Dlaczego? Jakie to życie z takim myśleniem? Namęczymy się nieludzko, trzymając się tego, czego w naszym przekonaniu chcemy (dążenie do formy), do tego obraliśmy drogę, która nas nie do końca przekonuje (drakońska dieta, która nam nie smakuje), w rezultacie zaczynamy nienawidzić dobrego sposobu żywienia, a skoro związany jest on ze sportem, również i aktywność fizyczną przestajemy lubić, tracimy całą radość z jej uprawiania. Oczywiście, chcę to zaznaczyć wyraźnie, mówię tu o rekreacji – w żaden sposób NIE WYPOWIADAM SIĘ TU O PROFESJONALISTACH. Siłą rzeczy w sporcie zawodowym lub bliskim profesjonalnemu zawsze należy pogodzić się z drogą pełną wyrzeczeń i ciężkiej pracy, niezbędnej do osiągnięcia celu!


2. Pasjonaci, miejcie się na baczności
W takim razie jak to ma wyglądać u zwykłego zjadacza chleba, pasjonata-amatora sportowego? Tak, jak już pisałem... Twierdzimy, że mamy charakter i nerwy ze stali, bo...? Bo próbujemy się oddzielić od innych przez pseudo przyzwyczajenia żywieniowe? (Użyłem tu słowa pseudo, bo faktycznie takie są! Swoje nawyki akceptujemy, jesteśmy przekonani o ich pozytywach –

a pseudo przyzwyczajenia są męką i narzuconym wyborem, zupełnie przez nas niepożądanym i nietolerowanym). Każdy naokoło usłyszy od nas, że to taki styl życia, ale w myślach przeklinamy nasz los – i oczekujemy efektów? Pewnego dnia czara goryczy się przeleje – niespodziewany napad bulimii. Ładujemy w siebie mnóstwo żarcia, jak małe potwory. Mija jeden dzień, potem kolejne... Wypracowana forma poszła się… paść, strasznie nas cieszy jedzenie, którego wcześniej sobie zabranialiśmy, łkamy, bo jesteśmy przejedzeni, płaczemy nad utratą formy, a także dlatego, że okazało się, że nasza wola wcale taka silna nie jest :/


No i straciliśmy sens... Dlaczego to piętnuję – przecież sam cały czas trąbię o takim stylu życia (sport, zdrowe odżywianie, fitness)? Dlatego, że właśnie sam w tym siedziałem, zatracałem się przez zbytnie kozaczenie, kurczowo trzymałem medal Mr. Universe, objadając się jak głupek i z ulgą mówiąc sobie, że mogę – a zarazem strasznie denerwując się na siebie. Doszedłem do stanu, kiedy byłem wkurzony na siebie i jednocześnie nie wiedziałem, co dalej. Fabryka Siły Sklep


3. Sukces, czy porażka?
Dziś, kiedy już nie żyję dla samego sportu, ale raczej trzymam się szeroko rozumianego sportowego stylu życia, prowadzę wiele osób – i zdaję sobie sprawę z tego, że 95% z nich może myśleć jak napisałem powyżej

i doświadczać takich przypadków. Moim celem jako przewodnika i trenera jest nie dopuścić do czegoś takiego! Nie jestem upoważniony, żeby komuś burzyć wizję wspaniałości sportu, bo akurat zachciało mi się wrzucić jego kozacką metamorfozę! No, ale co później? Nic mnie nie obchodzi, żryj, co chcesz, fotka poszła i wszystko jest ok – mam na koncie trenerskim kolejny sukces, klient wyrobił cel… No i nadchodzi dzień, w którym wszystko zatracisz, wpychając w siebie wszystko, co znalazłeś w kuchni...


To chcesz nazwać sukcesem? MOI DRODZY, PRZECIWNIE, TO NAJGORSZA PORAŻKA, JAKĄ SOBIE MOŻNA WYOBRAZIĆ W SPORCIE!!! Stąd jeśli mówię o diecie (a raczej o planie żywieniowym), zawsze skupiam się na przyzwyczajeniach, preferencjach żywieniowych, satysfakcji i radości, wyborze produktów (wszystko oczywiście z głową) żeby były czymś przyjętym naturalnie, a nie z niechęcią i zmuszaniem się. Wtedy jestem przekonany, że robimy coś z chęcią, wkładamy w to serce – i właśnie to jest super styl życia! To, a nie katowanie się, obranie ścieżki typu „po trupach do celu, a potem będę o tym myśleć”.


O nie, ta droga donikąd nie wiedzie. Nie w tym rzecz… Napisałem to

w niedzielę rano. Dziś w planie super dzień pełen wrażeń – przynajmniej

10 serii martwych ciągów, czyli ciężkie dźwiganie, praca nad mięśniami grzbietu, ale też doładowanie kaloryczne, przeprowadzone świadomie z racji niedzieli i według założeń mojego sposobu żywienia. To właśnie lubię! To właśnie lifestyle, który się nie zmieni, bo z samego założenia ma mnie nie męczyć, a jeszcze bardziej nakręcać – bo brak w nim skrajności, które mieszają mi w mózgu :)


Zobacz profil autora:

https://www.facebook.com/gluchowski.p/